piątek, 30 listopada 2012

Rozdział Czwarty: Odrobina Słodyczy.

01.12.2012
Alex
Umieram, boże umieram. Łeb mi pęka, chce mi się rzygać i czuję jak coś mnie uwiera w plecy i liże po nosie. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak ślepia Larrego znajdują się centymetr od moich.
-Co jest piesku?- zapytałam a ten zamerdał wesoło ogonkiem. Wstałam i to co zobaczyłam przeraziło mnie. Wszędzie porozrzucane były butelki, jedzenie, serpentyna, a wokoło spało jakieś dziesięć osób.- Chodź lepiej stąd wyjdziemy.- Wzięłam Larrego na ręce i wyszłam z tego domu, jednak gdy wyszłam okazało się że to był mój dom więc musiałam tam wrócić bo gdzie indziej miałam pójść. Przeszłam przez salon i poszłam do kuchni. Postawiłam Larrego na ziemi i podeszłam do lodówki z której wyciągnęłam butelkę wody, odkręciłam ją i wypiłam połowę, boże jak mnie suszy. Piesek zaczął drapać w drzwi które prowadziły na ogródek więc go wypuściłam i wyszłam razem z nim, było cholernie zimno a ja byłam tylko w koszulce i spodenkach, ale to nic musiałam się trochę przewietrzyć, dobrze że chociaż nie padało. Zapaliłam papierosa i patrzyłam jak Larry biega wokół drzewek owocowych. Na ziemi leży pełno liści, a że na kaca najlepsza jest praca to postanowiłam je pozagrabiać. Poszłam do szopki po grabie i zabrałam się do pracy przypominając sobie co działo się wczoraj. Postanowiliśmy z Lucasem przybliżyć naszym Angolom polską kulturę i zrobiliśmy Andrzejki. Lucas pojechał od rana na zakupy żeby znaleźć jakąś polską wódkę i ogórki kiszone, żeby było dość tradycyjnie. Zaprosiliśmy paru znajomych i zaczęliśmy zabawę, robiliśmy wróżby z wosku i ogólnie wszyscy się spili, a więcej grzechów już nie pamiętam. Grabienie liści z Larrym było trudne, bo piesek co chwilę wbiegał w stertę liści. Po chwili rzuciłam grabie i pobiegłam do domu po sweter. Gdy wróciłam zaczęłam się z nim gonić po ogródku. Obrzucałam go liśćmi a on wesoło szczekał i merdał ogonkiem.
-Ty to jednak masz coś z deklem.- Powiedziała Vicki która stała w drzwiach z kubkiem prawdopodobnie kawy bez której nie umiała zacząć dnia.
-No co?-Zapytałam przerywając zabawę.
-Nie nic, po prostu jest grudzień i dwa stopnie na plusie a ty rozebrana latasz po dworze.
-Wiesz co po prostu za stara jesteś żeby to zrozumieć.-Powiedziałam i rzuciłam w nią liśćmi.
-O ty jędzo!- Wykrzyczała, odstawiła kubek i zaczęła mnie gonić. Goniłyśmy się wokoło drzew a Larry za nami. Wpadłam na pomysł żeby zrobić wielkie sterty z liści i w nie wskakiwać.
-Co wy robicie?- Zapytała Eleanor która weszła do ogródka.
-Zawody, chcesz się przyłączyć.-Zapytała Vick
-No pewnie.- Przybiegła do nas.- Ale o co w nich chodzi?
-No musisz się rozpędzić i wskoczyć w te liście.-Wytłumaczyłam jej i zaczęłyśmy zabawę, gdy już nie chciało nam się zgrabywać na nowo liści i całe dygotałyśmy z zimna postanowiłyśmy wrócić do domu. 
-A zapomniałam wam powiedzieć wcześniej, Larry załatwiał się dzisiaj w ogródku.-Powiedziałam z kwaśną miną.
-Fuujjjj.- zapiszczały obie.
-Hahaha ale spoko on sika na drzewa.
-Głupia jesteś.- Powiedziała Vicki i trzepnęła mnie w tył głowy.
-Co wy robiłyście.- Zapytał Tony gdy weszłyśmy do salonu.
-Grabiłyśmy liście.- Odpowiedziałam.
-Głowami?- Zapytał mój braciszek i wyciągnął liść z włosów Eleanor.
-Mniej więcej .- Powiedziała El i podeszła do lusterka żeby wyciągnąć resztę.- A gdzie ci wszyscy ludzie co tu spali?
- Już poszli, nie było was prawie godzinę, a gdzie Larry?- Zapytał Tony. Rozejrzałam się po salonie.
-Tam!- Wskazałam na pieska który właśnie załatwiał się w kącie.- Ja nie sprzątam!
-Ja też nie!-Wykrzyczeli na raz Vicki, Eleanor i Tony.
-Dlaczego ja?- Wyjęczał Lucas z miną męczennika.
-Bo to twój synek.- Powiedziała Vicki poklepując go po plecach.
-Ale Tony też jest jego ojcem.- Marudził dalej.
-Ale ja szybciej powiedziałem że nie sprzątam.- Tłumaczył się.
-Dali idź bo śmierdzi.- Zatkałam nos i wskazałam mu palcem miejsce z miną.
-Foch!-Wykrzyczał Lucas i poszedł po papier.
-Nam mnie też?- Zapytał Tony.
-Też.
-No dobra zobaczymy sobie, jeszcze będziesz coś chciał.- Powiedział Tony i nonszalancko skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-No to na ciebie nie.- Powiedział wracając z toalety.
-Za późno.- Tony usiadł na tapczan z obrażoną miną.
-Ej no weź.- Lucas przysiadł się do niego.- Jak się odbrazisz to.- Tego już nie słyszałam bo Lucas zaczął mu coś szeptać do ucha.
-Odbrażam się!- Wykrzyczął Tony a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
Niall
Właśnie mamy krótką przerwę w próbach więc postanowiłem w tym czasie zadzwonić do Victori bo pewnie za chwilę pójdzie spać. Usiadłem na widowni a chłopcy kręcili się po scenie. Wybrałem numer do Vicki.
-Hej skarbie.-Usłyszałem w słuchawce jej głos.
-Hej piękna.
-Och bo się zarumienię.- Zaśmiała się delikatnie.
-To dobrze bo uwielbiam gdy się rumienisz. Tęsknię za tobą.
-Ja też za tobą tęsknię, właśnie się pakuję i myślę o tobie.- Odpowiedziała zalotnie i już wiedziałem że to w co się pakuje jest złe ale tak cholernie gorące.
-A co dokładnie myślisz.-Vicki zaśmiała się.
-Wyobrażam sobie że tu jesteś, że siedzisz za mną i przytulasz mnie, całujesz moją szyję a ja odchylam coraz mocniej głowę w tył.- Rozsiadłem się wygodniej, a tak naprawdę bardziej schowałem żeby chłopacy nie zauważyli mojej rozmarzonej miny, cholera mogłem usiąść dalej.- Robi się coraz goręcej, wkładasz rękę pod moją bluzkę a ja swoją sięgam do tyłu i...
-Nie czekaj stop.-Szybko przerwałem jej opowieść.
-Co jest kotek.
-Jestem teraz na próbie i przez ciebie się podnieciłem.- Po drugiej stronie usłyszałem jak Vick wybucha śmiechem, mogłem sobie wyobrazić jak teraz turla się ze śmiechu po podłodze.-Weź to nie jest śmieszne.
-Hahahah już sobie wyobrażam jak wchodzisz na scenę a tam ci stoi hahahahahah.- Vick śmiała się w niebo głosy.
- Na szczęście jeszcze do tego nie doszło.
-Nie no to czekaj, wkładam rękę za twoje...
-Vicki! wiesz czasami potrafisz być wredna.
-No wiem ale.
-Co ale.
-Ale za to mnie kochasz.
-No kocham, kocham i to nawet nie wiesz jak bardzo, o której jutro masz samolot.
-O ósmej,dobra idę spać. Będę myśleć o tobie przed snem.
-Też będę o tobie myśleć.
-Kocham cię.
-Też cię kocham, dobranoc.
-Pa.- Rozłączyłem się i wróciłem na próbę. Ćwiczyliśmy do późna bo w końcu pojutrze nasz wielki występ, a jutro przyleci Vicki i moja rodzina, już nie mogę się doczekać.
Tony
Leżę z Lucasem w łóżku a w naszych nogach śpi Larry który co jakiś czas rusza łapkami w śnie.
-Teraz naprawdę to jest tak jakby nasze dziecko.-Powiedział Lucas podpierając się na łokciu.
-No, wzięliśmy na siebie dużą odpowiedzialność. Żywą istotę.- Leżałem na plecach z rękami pod głową.
-Tony?- Zapytał cicho Lucas.
-Tak?
-Chcesz mieć dzieci?- Zapytał jeszcze ciszej, tak jakby wstydził się tego pytania.
-Lucas wiesz że...
-Wiem że to jeszcze nie pora tak tylko pytam.- Położył się na plecach tak samo jak ja.
-Gdy przyjdzie pora chcę mieć z tobą gromadkę dzieci.- Obróciłem się tak żeby patrzeć się w jego oczy.- Chcę mieć z tobą dom, dzieci, samochód, ogród, psa, kota, aligatora. Chcę spędzić z tobą resztę mojego życia.
-Kocham cię.- Lucas wpił się w moje usta, usiadł na mnie okrakiem.- Jesteś najcudowniejszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała, zawsze uważałem to że jestem gejem za coś złego, ojciec mnie przez to nienawidzi, ludzie czasami się źle patrzą, ale gdy poznałem ciebie to wszystko straciło sens, ważne jest to że cię kocham i to że ty kochasz mnie a cały świat może się pierdolić.-Powtórnie wpił się w moje usta, zaczął schodzić językiem coraz niżej, całował mnie po szyi, błądził językiem po mojej klatce piersiowej.
- Myślisz że tak będzie już zawsze?
- Jak?
- Że codziennie, przez resztę naszego życia będę miał na ciebie taką ochotą jak w tym momencie?
- Mam taką nadzieje.





środa, 28 listopada 2012

Rozdział Trzeci: Pojawienie się Larry'ego.

26.11.2012
Niall
-Wstawaj, wstawaj.- Poczułem jak Vicki delikatnie krąży palcem po mojej klatce piersiowej.- Misiek wstawaj zrobiłam śniadanie.
-Nie kłam wiem że nawet się nie ubrałaś.-Powiedziałem nie otwierając oczu.
-A może robiłam je nago.
-Hahahah chciałbym to zobaczyć.
-To wstań.
-Nie bo jak wstanę będę musiał lecieć do Ameryki.-Chwyciłem Vick tak żeby leżała na mnie.
-Jeśli nie wstaniesz z łóżka to przyjdzie Paul i wyniesie cię razem z nim.
-Ale ja nie chcę się na tak długo z tobą rozstawać.- Jeździłem palcem wzdłuż jej tali.
-To tylko parę dni, przyjadę do ciebie przecież trzeciego.
-Ale to dopiero za.- Szybko policzyłem w myślach.- Osiem dni.
-Jeśli teraz otworzysz oczy to jeszcze zdążysz się ze mną pożegnać.
-Nie jedziesz na lotnisko?
-Przecież nie o takie pożegnanie mi chodzi.- Otworzyłem oczy i zobaczyłem jak Vicki patrzy się na mnie z łobuzerskim uśmiechem. Obróciłem nas tak że teraz to ja byłem na górze.- Typowo męskie.-Powiedziała.
-Przecież wiem że tak bardziej lubisz.- Wpiłem się w jej szyję.
-Ała co tak mocno.
-No wiesz nie będzie mnie parę dni.
-Czy ty właśnie zaznaczasz swoje terytorium?
-Nie, tylko odganiam potencjalnych wrogów.- Vicki zaśmiała się po czym sama wpiła się w moją szyje.-Ała, teraz ty zaznaczasz swoje terytorium?
-Nie, tylko odganiam potencjalne suki.
-I jak tu nie kochać takiej uroczej dziewczyny.
-No właśnie.- Pocałowałem ją w usta. Nie było czasu na zbędne gry wstępne więc od razu przeszliśmy do czynów. Robiliśmy to szybko i namiętnie, Vick wbijała paznokcie w moje plecy a ja całowałem ją w usta i po szyi. Vicki doszła głośno jęcząc że mnie kocha, opadliśmy zdyszani na łóżko, nic nie mówiliśmy tylko patrzeliśmy się w swoje oczy. Jezu jak ja będę za nią tęsknił przez te osiem dni.
Alex
-Nudno tutaj bez nich, co nie?- Powiedziałam siadając na kanapę z lampką wina.
-No, spokojnie ale nudno.- Vicki leżała na kanapie z głową w dole, z nogami na oparciu i robiła coś na swoim telefonie. Siedzimy tutaj już tak odkąd przyjechałyśmy z lotniska, minęło już sześć godzin i poszły trzy butelki wina.
-Może znajdziemy sobie jakieś zajęcie.- Odstawiłam kieliszek na stolik i położyłam się tak samo jak Vicki.
-Czyli?
-No nie wiem, może będziemy uprawiać jakiś sport, albo uprawiać ogródek?
-W listopadzie chcesz sadzić kwiatki?
-A no tak mamy listopad.
-Hahah ty już lepiej nie pij dziewczyno.
-Aj tam, ale nie no naprawdę musimy sobie coś znaleźć.
-Ta może nauczymy się dziergać na drutach.- Śmiała się ze mnie.
-Czemu nie zawsze chciałam to umieć.
-Ja to umiem się posługiwać tylko jednym drutem.- Zaśmiała się głośno.
-A idź ty zboczeńcu.- Zepchnęłam ją z tapczanu.
-Ała! Ocipiałaś.- Vicki leżała na podłodze a ja nie mogłam przestać się śmiać. Po chwili do domu weszli Tony i Lucas.
-Cześć, co robicie.- Zapytał zdziwiony Lucas.
-Boo hahah ona hahah zaj hahah muje się tylko hahah jednym dru hhaahahtem.- Powiedziałam nie przestając się śmiać.
-Ahhha- Oboje stali z minami WTF podczas gdy ja i Vick skręcałyśmy się ze śmiechu.- Jeśli teraz przestaniecie to wam coś pokażemy.- Po chwili byłyśmy już spokojne i obie siedziałyśmy na kanapie. Lucas na chwilę wyszedł po czym wrócił z jakimś zawiniątkiem. Gdy podszedł okazało się że był to mały piesek.
-O rany jaki słodziutki.- Wzięłam go na ręce.
-Jak się nazywa?- Zapytała Vicki.
-Jeszcze nie wybraliśmy, jakieś propozycje.
-Nazwijmy go Larry.- Zaproponowała Vick
-Dlaczego Larry?- Zapytałam ją sprawdzając czy to chłopczyk.
-Lou się wkurwi.-Zaśmiała się.
-Mi pasuje.-Odezwał się Tony, wszyscy spojrzeliśmy się na Lucasa.
-Mi też pasuje.- Lucas uśmiechnął się.
-Zrobię mu zdjęcie i wstawię na twittera.- Vicki wyciągnęła swój telefon i zrobiła Larremu zdjęcie.-Teraz patrzcie jak miliony dziewczyn na świecie mają podjare, a Lou mini zawał serca.
Harry
Nienawidzę latać, przez cały lot nie zmrużyłem oka ale na szczęście jesteśmy już w hotelu. Poszliśmy się z Lou kąpać, tak razem takie mniejsze zużycie wody. Trochę zajęła nam ta kąpiel bo bardziej byliśmy skupieni na czymś innym. Gdy już wyszliśmy zaraz poszliśmy spać, ale jeszcze za nim zasnąłem spojrzałem na twittera. O MÓJ BOŻE.
-Jezu święty, Lou musisz to zobaczyć.- Pokazałem mu że Vicki właśnie dodała zdjęcie z podpisem ''Larry is real''
-Nie no chyba ona tego nie zrobiła.- Zapytał przerażony Louis. Raz kozie śmierć, nacisnąłem na zdjęcie i gdy je zobaczyłem nie wiedziałem czy mam się zacząć śmiać czy płakać.
-Nie no zabije ją.- Powiedziałem z westchnieniem ulgi.





poniedziałek, 26 listopada 2012

Rozdział Drugi: Noc po imprezie.

25.11.2012
Vicki
-O Jezu! - jęknęłam gdy otworzyłam oczy a przed sobą zauważyłam jakąś twarz.- Boże Tony chcesz żebym zawału przez ciebie dostała.- Jezu czego on chce o 4 w nocy, całe szczęście że Niall się nie obudził.
-Nie, ale muszę ci coś powiedzieć.
-No dawaj.- Powiedziałam jeszcze nie do końca rozbudzona.
-Nie tutaj, a po za tym muszę zapalić.
-No dobra chodź.-Wstałam i poszliśmy do kuchni. Usiedliśmy przy stole, odpaliłam papierosa i podałam zapalniczkę bratu.- No mów.- Tony siedział cicho chowając prawą rękę pod stołem.- Jezu Tony wyciągasz mnie o czwartej w nocy z łóżka a potem się nie odzywasz.-Tony uniósł prawą dłoń na której zobaczyłam srebrny pierścionek.- O mój Boże czy to jest?
-Tak to jest to, Lucas oświadczył mi się dzisiaj w nocy.- W jego oczach widziałam łzy szczęścia które zebrały się także w moich oczach.
-Mama była by teraz taka szczęśliwa.- Powiedziałam zasłaniając dłonią usta żeby powstrzymać szloch. Tony wstał i przytulił mnie mocno do siebie i trzymał tak długo aż się uspokoiłam.
-Wiesz czasami mam takie myśli i myślę że to jest strasznie samolubne, bo gdyby rodzice nie zginęli, ty byś nie trafiła do szpitala a ja bym nie poznał Lucasa i nienawidzę siebie za te myśli bo jestem szczęśliwy że go mam ale ta reszta tak boli i gdy o tym myślę czuję się do dupy.- Powiedział Tony bawiąc się zapalniczką.
-Rozumiem cię ale nie musisz siebie nienawidzić bo na tym właśnie polega równowaga na tym świecie, dzieje się coś złego żeby wydarzyło się coś dobreg.
-Wiem ale tak bardzo chciałbym żeby rodzice mogli poznać Lucasa.
-Ale oni go widzą, są tutaj - wskazałam na jego serce- i tutaj. - Dotknęłam jego czoła robiąc na nim mały krzyżyk.
-Ta.
-Dobra wracaj już do swojego narzeczonego.
-A ty nie idziesz spać?-Zapytał wstając.
-Zaraz pójdę.- Powiedziałam gasząc papierosa.
-No to dobranoc.
-Dobranoc.- Tony wyszedł a ja podeszłam do okna.
-Tak bardzo chciałabym mamo żebyś poznała Niall.- Spojrzałam w gwieździste niebo. Nie wiem czy to wymysł mojego umysłu czy wina łez w moich oczach, ale kilka gwiazd zdawało się zamigotać na moje słowa.
-Vicki?.-Usłyszałam głos Alex która nagle zjawiła się obok mnie.- Co się stało skarbie? - Is objęła mnie od tyłu i zaczęła uspokajać delikatnym kołysaniem, tak jak w klinice.
- Nic, wszystko, sama nie wiem. Tak bardzo mi ich brakuje. - Łzy spływały mi ciurkiem po policzkach a ja nie mogłam się uspokić.
Alex nic nie odpowiedziała tylko kołysała nas lekko na boki.
- Dlaczego to spotkało właśnie mnie? 
- A dlaczego spotkało mnie? Podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. 
- Lex powiedz że wszystko będzie dobrze. 
- Już jest dobrze. - Blondynka obróciła mnie przodem do siebie poczym pocałowała mnie w czoło. - Jesteśmy rodziną i to jest najważniejsze. 
- Tak masz rację. - Stałyśmy tak jeszcze przez chwilę. - Powinyśmy iść spać. 
- Tak, to dobranoc. 
- Branoc. - Pocałowałam ją w policzek po czym udałam się do swojej sypialni.
Weszłam do sypialni i spojrzałam na Nialla który tak spokojnie spał, położyłam się obok niego i wtuliłam w jego plecy.-Kocham Cię. - Wyszeptałam i spróbowałam zasnąć. Po chwili już spałam, miałam cudowny sen byli w nim rodzice i Tony z Lucasem i ja z Niallem i w ogóle jakoś tak cudownie tam było.
Harry
-Lou, śpisz?
-Śpię kociaku.- Powiedział zagłębiając się bardziej w pościel.
-Ale Louis ktoś chodzi po domu.- Powiedziałem przytulając się do jego pleców.
-Harry w tym domu przebywa obecnie 9 osób więc ktoś może chodzić po korytarzu.
-Ale ja się boje.
-Och no chodź tu.- Obrócił się w moją stronę i wziął w swoje ramiona.
-A pocałujesz mnie?
-A gdzie?
-A w czółko.- Pocałował mnie.- A teraz niżej.- Pocałował mnie w nos.- Jeszcze niżej.- Pocałował mnie w usta.- A jeszcze niżej?
-O ty zboczeńcu, tylko o to ci chodziło.
-Nie ten pomysł przyszedł mi do głowy podczas pocałunku w nos, to co pocałujesz?
-No dobra.- Wpił się w moje usta i usiadł na mnie okrakiem. Całował mnie po szyi i sutkach. Czułem jak mój kolega twardnieje i Lou też to czuł bo zaczął ocierać się swoim kroczem o moje. Wsunął dłoń za moje bokserki i przejechał dłonią po moim przyrodzeniu. Jęknąłem z podniecenia i wypchnąłem swoje biodra do góry żeby mój członek był jak najbliżej dłoni Louisa. Zsunął ze mnie bokserki i pochylił się nad moim członkiem przejeżdżając językiem po całej jego długości.
-Chcę żebyś mnie pieprzył Louis.- wyszeptałem. Lou podniósł się i sięgnął ręką do szuflady szafki nocnej która stała obok naszego łóżka. Choć byliśmy teraz nie w naszym domu tylko w domu Victori, to w naszym pokoju zawsze były prezerwatywy i jakieś lubrykanty. Louis wszedł we mnie delikatnie, po czym zaczął przyśpieszać. Kochaliśmy się szybko i namiętnie, chciałem być swoim ciałem jak najbliżej ciała Lou. Moje jęki po chwili przerodziły się w jeszcze głośniejsze jęki, prawie krzyczałem nie zwracając uwagi na innych domowników, w końcu Tony i Lucas też dali dzisiaj w nocy niezły koncert. Doszliśmy mniej więcej w tym samym momencie, opadliśmy zdyszani na łóżko.
-Jeszcze się boisz?-Zapytał się Lou gdy jego oddech już się uspokoił.
-Teraz już nie.
-Więc możemy iść spać?
-Możemy.
-To dobranoc.
-Dobranoc.-Leżeliśmy tak chwilę w ciszy.
-Curly?
-Tak?
-Kocham cię, najmocniej na świecie.
-Też cię kocham miśku.-No to teraz mogłem iść już spać.
Alex
Vicki poszła do siebie a ja jeszcze chwilę stałam w kuchni po czym postanowiłam się czegoś napić. W salonie zostało chyba jeszcze trochę wódki więc postanowiłam tam pójść. Nie zapaliłam światła bo było dość jasno od świateł latarni za okien. Podeszłam do stolika i chwyciłam za butelkę gdy nagle usłyszałam jakiś głos zza kanapy.
-Jest tu ktoś?- zapytałam na co odpowiedziała mi cisza. Pewnie tylko mi się wydawało, odkręciłam zakrętkę i już miałam wziąć łyka gdy usłyszałam tak jakby mlaskanie i pochrapywanie. Włączyłam światło i poszłam sprawdzić co znajduje się za kanapą. Gdy podeszłam bliżej okazało się że za kanapą śpi Liam. Podeszłam do niego i szturchnęłam go w ramię.- Liam wstawaj.- Odpowiedział mi niezrozumiałym bęłkotem. Szturchnęłam go mocniej a on otworzył oczy, ale po chwili je zamknął.-Li wstawaj nie możesz spać na ziemi.- Postanowiłam go przenieść przynajmniej na kanapę. Gdy chwyciłam go za ręce okazał się cięższy niż myślałam. Nie dam rady go podnieść ale zostawić go tu też nie mogę, poszłam do kuchni po szklankę wody. Gdy wróciłam Liam nadal leżał w tej samej pozycji. Podeszłam do niego bliżej zamoczyłam dwa palce w wodzie i przejechałam nimi po jego policzku. To jednak nic nie dało bo Liam tylko zamruczał i spał dalej. Postanowiłam iść na całość i wylałam całą szklankę na jego klatkę piersiową.
-Yyyyyyychhhh, JA PIERDOLE ALEX CO TY ROBISZ!!!.- Liam już stał na nogach cały dygocząc od zimnej wody.
-No bo nie chciałeś wstać.- tłumaczyłam się.
-No ale nie musiałaś wylewać na mnie wody.
-Ta mogłam zostawić cię na podłodze sorry nie pomyślałam.- Obróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.
-Zaczekaj Is.- Zatrzymałam się.- Przepraszam, po prostu nie często ktoś oblewa mnie wodą, a gdy to robi to po prostu tak reaguje.
-Spoko.- Uśmiechnęłam się do niego i poszłam dalej.
-Zaczekaj idę z tobą.- Zawołał podbiegając do mnie.
-Idziesz ze mną do mojej sypialni?- Zapytałam unosząc brew.
-Nie no do góry tylko.- Odpowiedział zakłopotany.- Jezu będę rzygał.- Powiedział Li u szczytu schodów, zakrył usta dłonią i pobiegł do łazienki która była na końcu korytarza. Odruchowo ruszyłam za nim, trzymała bym mu włosy ale ma krótkie więc tylko usiadłam na wannie i czekałam aż skończy.
-Już lepiej?- Zapytałam gdy przestał wymiotować.
-Tak już dobrze, po prostu za dużo wypiłem.-Powiedział i znowu zaczął rzygać.
-Och Liam Liam.- Zaśmiałam się. Gdy skończył wstał żeby umyć zęby.- Pójdę ci znaleźć jakąś miskę.
-Nie trzeba.- Powiedział ze szczoteczką w buzi.
-A jak zarzygasz łóżko?
-No dobra, dzięki.
-Nie ma za co.-Uśmiechnęłam się do niego i zeszłam na dół po miskę, nie znalazłam żadnej dużej tylko taką jak do sałatek, mam nadzieje że nie będzie już rzygał bo będzie trzeba ją wyrzucić. Gdy weszłam do jego sypialni z miską on już spał. Rozwalił się na łóżku i z jakiegoś powodu był goły. Zatrzymałam na chwilę wzrok na jego tyłku, bo na szczęście leżał na brzuchu, choć trochę zaciekawiła mnie jego przednia część. Wyrzuciłam z głowy wszystkie zboczone myśli i udałam się do swojego pokoju. Gdy kładłam się na łóżku była już szósta, mam nadzieje że uda mi się jeszcze zasnąć.

niedziela, 25 listopada 2012

Rozdział Pierwszy: Powrót Alex.


 24.11.2012
Alex
Stałam na plaży żegnając się z Polską, dziś jest ostatni dzień który tu spędzam, za trzy godziny mam samolot do Londynu, w sumie to zawsze czułam się bardziej Brytyjką niż Polką ale te dwa lata które tutaj spędziłam pomogły mi wrócić do siebie.
Plaża jest pusta ale nie ma się co dziwić nie dość że jest zimno to jest dopiero 6 rano, no tak ja zawsze znajduję sobie dziwne pory na spacer.
Stałam tak jeszcze przez chwile wpatrując się w morze po czym starłam łzy i poszłam w stronę domu. Gdy wróciła wszyscy jeszcze spali oprócz babci która siedziała w kuchni pijąc herbatę.
-Cześć babciu.- przywitałam się całując ją w policzek.
-O już jesteś Oleńko.- Babcia nadal nazywa mnie Ola, mówi że w tej mojej Anglii mogę być Alex ale dla niej jestem Ola.
-Tak byłam się przejść po plaży, ostatni raz zobaczyć wschód słońca.- Nalałam sobie do szklanki mleka, polskiego mleka, chyba naprawdę będę mocno tęsknić skoro zauważam już takie różnice.
-No chyba jeszcze tu wrócisz?
-No jasne że wrócę, będziesz mnie musiała znosić choć jeden miesiąc w roku.- Babcia zaśmiała się.
-Przecież wiesz że uwielbiam gdy tu jesteś.
-Wiem babciu- wstawiłam szklankę do zlewu.-Idę się wykąpać.
Poszłam do łazienki, rozebrałam się i weszłam pod prysznic, odkręciłam wodę i zatrzymałam wzrok dłużej na swojej lewej ręce. Przejechałam dłonią po moich bliznach, dziwne nie czułam już nic względem nich, po prostu były jakąś częścią mnie i mojej przeszłości.
Umyłam się i chwilę jeszcze stałam pod ciepłym strumieniem, zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. Wytarłam się porządnie i zawinęłam w ręcznik. Poszłam do swojego pokoju gdzie miałam już uszykowane ciuchy na drogę. Wybrałam czarne rurki, i gruby sweter w kolorze zgniłej zieleni
Wysuszyłam swoje włosy, dobrze że są naturalnie proste i nie muszę ich codziennie prostować. Zrobiłam prosty makijaż i byłam już gotowa do drogi. Spojrzałam na zegarek i okazało się że jest już 7. Spakowałam resztę rzeczy do walizki i poszłam z nią do salonu.
-Już gotowa.- Zapytał mój kuzyn Dawid który miał mnie zawieść na lotnisko.
-Tak już możemy jechać.- Pożegnałam się z wujkiem, ciotką i z babcią.
-Pozdrów Łukaszka i powiedz mu żeby przyjechał mi tu w końcu przedstawić tego jego chłopaka.- powiedziała babcia po czym wyściskała mnie.
-Na pewno przekażę.- Jeszcze raz wszystkich wyściskałam i wyszłam z Dawidem do samochodu. Całą drogę przegadaliśmy wspominając wszystko co robiliśmy przez te dwa lata, na prawdę zbliżyliśmy się do siebie przez te dwa lata.
Dawid zawsze był moim ulubionym kuzynem, ale zawsze miałam go za lekko ducha i chłopca z którym nie można pogadać na poważnie, ale myliłam się. Gdy przyjechałam tu potrafiłam gadać z nim godzinami, czasami przegadaliśmy całą noc rozmawiając o moich problemach, i to chyba on najbardziej pomógł mi pozbyć się tych wszystkich demonów z mojej przeszłości.
Na lotnisku żegnaliśmy się jeszcze długo, obiecując sobie że będziemy dzwonić do siebie codziennie.
Gdy siedziałam już w samolocie zastanawiałam się jak to teraz będzie. Wrócę do Londynu i co?
Lucas ma już swoje życie, ojciec jest w Nowym Jorku. Matka gdzieś w Japonii.
A ja, co ja mam ze sobą zrobić. Nie wiem co chcę robić w życiu, nie mam planów na siebie a całe życie nie będę się mogła utrzymywać z kasy ojca. Po dwóch godzinach byłam już na miejscu.
Vicki
-Kiedy ona w końcu przyleci.- Staliśmy z Lucasem już godzinę na tym lotnisku.
-Mówiłem żeby tak wcześnie nie jechać, gdybyśmy przyjechali dopiero teraz to też by było dobrze.- Powiedział Lucas na chwilę odrywając się od swojego telefonu.
-A co jeśli by wylądowała a nas by jeszcze nie było.
-Vicki ona nie jest tu pierwszy raz, wie jak poruszać się po Londynie.
-Ale nie było jej tu dwa lata.
-Ale jesteśmy już i jak Lexi wyląduje to się nie zgubi bo zabierzemy ją prosto do domu.
-Ej patrz to chyba ona.- Zobaczyliśmy ją gdy odbierała bagaż z taśmy. W końcu wyglądała zdrowo, nie tak jak dwa lata temu w szpitalu, włosy jej odrosły, twarz nabrała rumieńców, i przytyła trochę już nie wyglądała jak śmierć.-Alex!- podbiegliśmy do niej, Lucas chwycił ją w ramiona mocno przytulając do siebie.
-Zgniatasz mnie.-Pisnęła Alex w jego pierś.
-Przepraszam.-Odpowiedział ale nadal jej nie puścił.-Tak za tobą tęskniłem, ale urosłaś, a jaka opalona jesteś, i włosy ci odrosły.-Lucas zachwycał się siostrą. W końcu ją puścił i teraz była moja kolej żeby się z nią przywitać.
-Lexi.- Ze łzami w oczach rzuciłam się na nią, tak bardzo za nią tęskniłam. Lexi była jedyną z którą rozmawiałam w psychiatryku, no może dlatego że jako jedyna poza mną nie opowiadała o różowych słoniach, o wielkim spisku wielkich korporacji albo o tym że jest siostrą Królowej. Trwałyśmy tak chwile w uścisku nie odzywając się ani słowem.- Ślicznie wyglądasz.
-Ty też, urosłaś i w ogóle, cycki ci urosły.- Zaśmiałam się na słowa Lex.
-Hahah dzięki.
-To co jedziemy do domu?-Zapytał Lucas biorąc bagaż Alex. Ruszyliśmy w stronę samochodu, a już po godzinie byliśmy w domu.
Harry
-Czy to nie przesada z tymi balonami.-Zapytała Eleanor przynosząc z kuchni szklanki.
-Vicki powiedziała że ma być ładnie.- Odpowiedziałem stojąc na drabinie.
-Ale to ma być przyjęcie dla osiemnastolatki nie dla pięciolatki.- Wtrącił się Niall który wyjada przekąski z miski.
-Dlatego przyniosłem to.- Powiedział Louis wchodząc do salonu ze skrzynką wódki.- Zayn przyjechał już z piwem?
-Nie za dużo tego alkoholu?-Zapytała El rozkładając naczynia na stole.
-Alex to Polka więc może nawet zabraknąć, Niall weź już przestań wyżerać te czipsy!- Lou przegonił go od stołu.
-Niech mi ktoś pomoże z tym piwem..- Krzyknął Zayn wchodząc do domu.
-Ja ci pomogę bo ktoś tu na mnie krzyczy.- Niall wyszedł do niego spoglądając na Lou z miną zbitego psa.
-Ktoś tu się na ciebie obraził miśku.- Powiedziałem podchodząc do Lou i pocałowałem go w usta.
-Jeszcze przyjdzie i będzie błagał o wybaczenie.-Odpowiedział przytulając mnie do siebie.
-Ta już kurwa klękam przed twoim majestatem panie!-Krzyknął Nialler z korytarza.
-Już są!- Tony zbiegł z góry i dopadł do drzwi.
Wszyscy wyszliśmy przed dom, oprócz mnie i Tonego jeszcze nikt nikt nigdy nie widział Lex. Gdy odwiedzaliśmy Vicki w klinice trochę się z Lex zaprzyjaźniliśmy, Tony poznał Lucasa. Bardzo polubiłem Alex, głównie za to że pomogła wytrwać Vicki wśród świrów.
-Alex!-Podbiegłem do niej gdy wysiadła z samochodu.-Wypiękniałaś.-Przytuliłem ją mocno do siebie.
-A ty przypakowałeś, no pokaż te muskuły.- Lex zaczęła mnie szczypać.
-Weź się Alex.-Powiedziałem a ona się zaśmiał.-Chodź poznać resztę, zanim powiesz coś o moich zajebistych włosach.
Lucas
Impreza trwała już parę godzin, wszyscy byli już trochę podpici. Siedziałem na fotelu ze swoim piwem w ręce i przypatrywałem się Alex. Jak bardzo się zmieniła przez te dwa lata, urosła, wyzdrowiała i teraz w końcu widziałem radość w jej oczach.
Ostatni raz taką wesołą widziałem ją gdy miała dwanaście lat, to były jej ostanie szczęśliwe dni, jak mogłem wtedy nie zauważyć że coś się z nią dzieje. Is zawsze była trochę pulchniejsza ale jako dziecku jej to nie przeszkadzało, kłopoty się zaczęły gdy zaczęła dorastać, ale ważyła już sto kilo i trochę trudno było jej schudnąć.
W końcu zaczęło jej się udawać i ja myślałem że to przez jakąś dietę, że zaczęła uprawiać sporty, szkoda tylko że nie zauważyłem że zaczęła się okaleczać i głodzić. A rodzice, oni nawet nie wiedzieli że coś jest nie tak. Matka siedziała cały czas w Azji i do domu przyjeżdżała raz na rok, a ojciec tylko krążył pomiędzy Londynem a Nowym Jorkiem .
A Is zaczęła ćpać czego też niestety nie zauważyłem. A pewnej sobotniej nocy gdy byłem ze znajomymi w klubie dostałem od niej smsa że bardzo mnie kocha ale nie może już tak dalej. Gdy dotarłem do domu znalazłem ją w jej łóżku, leżała skulona i była taka drobna, było jej widać każdą kość. Obok niej leżała strzykawka i kartka z napisem przepraszam.
-O czym myślisz.- Zapytał Tony siadając mi na kolanach.
-O Is.
-Jest wspaniała, co nie? Pomimo tego wszystkiego doszła do siebie.- Po policzku spłynęła mi łza, zagryzłem wargi i zamknąłem oczy żeby tylko nie wybuchnąć płaczem.- Ej skarbie, Lucas spójrz na mnie.- Otworzyłem oczy a Tony przyłożył swoje czoło do mojego.- Słuchaj mnie, to nie jest twoja wina, tak się stało i już, byłeś przy niej przez całą terapię i dzięki temu ona wyszła z tego, dzięki temu udało się jej pozbierać.- Pocałował mnie delikatnie w usta.- Dzięki temu poznałem ciebie.- Wyszeptał tak cicho że prawie go nie usłyszałem.
-Kocham cię.- Wpiłem się w jego usta ale szybko przerwałem pocałunek.-Chodź.- Wstaliśmy z fotela i ruszyliśmy do naszej sypialni. Wpadliśmy do pokoju nie mogąc się od siebie oderwać, Tony zaczął zdejmować moją koszulkę ale go powstrzymałem.- Czekaj, usiądź chcę ci coś powiedzieć.- Usiadł na łóżku a ja podszedłem do szafki i wygrzebałem z niej malutkie pudełeczko po czym przykucnąłem przy nim i chwyciłem go za ręce.- Nie tak to sobie wyobrażałem, zawsze planowałem sobie inaczej ten moment ale ta chwila wydaje mi się idealna.-Wziąłem głęboki oddech.- Tony, wyjdziesz za mnie?- drżącą dłonią otworzyłem pudełeczko wyciągając z niego pierścionek. Tony patrzył się na mnie ze łzami w oczach po czym drżącym głosem powiedział.
- Oh Lu, oczywiście że tak!